Sofia Coppola

Sofia Coppola to reżyserka, scenarzystka, aktorka, producentka filmowa oraz projektantka kostiumów. Jako dziewczynka zadebiutowała jako aktorka w kultowym filmie swojego taty, "Ojcu chrzestnym", grając małego chłopca. Największą sławę przyniosły jej jednak napisane i wyreżyserowane przez nią filmy: "Virgin suicides", "Lost in translation", "Marie Antoinette" i "Somewhere". Trzy pierwsze mogę zdecydowanie zaliczyć do moich ulubionych, co niewątpliwie ustawia Sofię Coppolę bardzo wysoko w subiektywnym rankingu :)"Virgin suicides" ("Przekleństwa niewinności") to mroczna historia pięciu ślicznych sióstr, za pomocą których przypominamy sobie uroki i mroki dojrzewania. Ta z pozoru banalna, sielankowa historia poprowadzona jest w angażujący widza sposób. Rodzaj narracji grupowej, dzięki której poczynania dziewczyn obserwujemy z punktu widzenia zafascynowanych kolegów ze szkoły, jest rzadko spotykany we współczesnym kinie, z jednej strony odsłania pewne sprawy, z drugiej pozostawia wiele niedopowiedzeń. Straszliwa scena końcowa ociera się gatunkiem o horror, a morał jest niedopowiedziany, pozostawia uczucie pustki. Melancholia, spokój i cisza panujące w filmie połączone są z dramatyzmem i radością życia, często pełnymi energii. "Virgin suicides" trzyma w miękkim, magicznym napięciu. Niesamowity nastrój dopełniają piękne zdjęcia w wykonaniu Edwarda Lachmanna i cudowna muzyka zespołu AIR. Ach, oczywiście. Nutkę delikatnego erotyzmu, który towarzyszy widzowie w trakcie całego filmu, zapewniła cudowna gra aktorska uroczej, wiecznie młodej Kristen Dunst.




"Lost in translation" kolejny rewelacyjny film Coppoli, w którym główne role zagrali piękna Scarlett Johansson i dostojny Bill Murray. To opowieść o samotności i zagubieniu, która opiera się na bezsennych nocach w niezrozumiałym kulturowo Tokio. Polski tytuł "Między słowami" oddaje główny wątek tego filmu - to nie za pomocą słów, tylko gestów, spojrzeń, tonów, przemilczeń i niedopowiedzeń coraz bardziej zbliżają się do siebie znudzeni życiem, które prowadzą wzięty aktor i żona egoistycznego fotografa. Ich relacja, taka cicha, spokojna, ale szczera, kontrastuje z głośnym, komicznie przedstawionym Tokio - miastem neonów i dziwacznych zachowań.
"Maria Antonina" to film kostiumowy, z elementami historii Francji. Oczami przestraszonej, młodej głównej bohaterki poznajemy różne aspekty życia na Wersalu. Najpierw z przewagą tych złych - utarte zasady i konwenanse, rutynowe obrzędy, przedmiotowe traktowanie. Druga część filmu, bunt królowej wobec dworskiego więzienia, czyli bale, kostiumy, łakocie, luksusy, torty, klejnoty, hazard i perły. To przewrotne podejście do filmów kostiumowo-historycznych widoczne jest także w doborze muzyki - zamiast fanfar i orkiestry w tle słychać muzykę współczesną, tj. "Siouxsie And The Banshees" albo "The Strokes".

Słowem podsumowania mianownikiem dla tych trzech filmów jest bez wątpienia samotność. W pierwszym jest to samotność dojrzewających dziewczyn, których dorastanie w domu z nadopiekuńczymi i konserwatywnymi rodzicami przerasta. W drugim ujęciu jest to samotność w wielkim mieście ludzi, którzy spotykają swoje bratnie dusze trochę w niewłaściwym czasie. Trzeci film to historia samotności ubrana w kostiumy i historię.
Wszystkie te filmy łączy melancholijny nastrój, oszczędność dialogów, niedopowiedzenia i magia.
Takim też nastrojem, może bardziej ciepłym i wakacyjnym, charakteryzuje się filmik promocyjny nowej kolekcji H&M i Marni stworzony przez Sofię Coppolę. Pięknym strojom towarzyszy cudowna sceneria, muzyka i zdjęcia. Sofia Coppola udowodniła, że jest wierna swojemu stylowi snucia opowieści niezależnie od gatunku, który tworzy.



Sofia Coppola w filmiku pokazała także swoją wrażliwość na modę, która również jest jej bliska. Jej stylizacje są prawdziwą inspiracją. Oprócz własnych stylizacji, we współpracy z domem mody Louis Vuitton stworzyła torebki (reklamuje je wraz ze swoim tatą Francisem Fordem w obiektywie Annie Leibovitz), a nawet całą kolekcję. Jej styl jest bardzo klasyczny. Często sięga po ciemne kolory, tj. granat czy czerń. Poniżej kilka kolejnych inspiracji.



styl Kate Moss - inspiracje




Styl Kate Moss to jedna z moich ulubionych inspiracji na co dzień. Nie chodzi mi tu oczywiście o stylizacje do zdjęć (które zazwyczaj zresztą też są świetną inspiracją). Jej styl to zazwyczaj klasyka z ciekawymi dodatkami. Dzięki temu jest tak uniwersalny i popularny. Jak dla mnie jej outfity są zazwyczaj okraszone elementem roztargnienia i spontaniczności i stąd ich sukces. Bo wiadomo - nie tylko liczy się co się nosi, ale jak. Widać, że w ubraniach, które na sobie ma, czuje się świetnie. Stąd płynąca dla wszystkich poszukujących swojego style dewiza (dosyć banalna, ale zawsze): najważniejsze, żeby nosić to, w czym dobrze się czujemy. Do tego kilka dodatków i szpilki (tu może być problem - choć uwierzcie mi, chodzenia w szpilkach da się nauczyć, a kluczem do sukcesu jest odnalezienie idealnie dopasowanych) i sukces stylizacyjny murowany. Poniżej kilka inspiracji.




wiosna, wiosna...



Niesamowite jaki wpływ ma pogoda na samopoczucie, a samopoczucie na odpoczynek. Wczoraj był pierwszy dzień, w którym prawdziwie sobie odpoczęłam, a było to możliwe przede wszystkim dzięki pięknej pogodzie. Podobno na słońcu temperatura osiągała nawet 20 st.! Spacery, spotkania, spontaniczne sushi, przyjemne stylizacje, filmy, pieczenie tarty z bitą śmietaną i winogronami... Oby więcej takich sobót!
Najlepszą temperaturą jest właśnie ok. 15-20 stopni. Wtedy to jest czas na najwięcej eksperymentów ubraniowych. Wczoraj przetestowałam chyba ze trzy! Mimo, że pastele są moim ulubionym elementem forsowanym na ten sezon na wybiegach dodałam do nich czarny trencz, który jest totalnie uniwersalny. Trochę to zaburza koncepcję pastel total looku, ale przynajmniej nie mam uczucia, że zapomniałam zdjąć piżamy (choć ubrania ala piżamki, np. z Oysho, uwielbiam! ale mimo wszystko bez ciemniejszych dodatków używam tylko jako homewear). Ach! no i oczywiście, do moich ulubionych dodatków wiosennych należy dodać też niezniszczalne, idealne, beżowe trampki conversa oraz tenisówki w kwiaty z second-handu :)

To, z czego dodatkowo się cieszę, to że zaczyna się też sezon na okulary słoneczne. Niby zimą też można nosić, ale jakoś dziwnie się czuję cała opatulona w swetry, szale i kurtki i do tego okulary na oczy, które zazwyczaj są jedyną częścią ciała wystającą spod warstwy ochronnej. W zeszłym roku miałam niesamowite szczęście. Na targu staroci w Hanowerze znalazłam na stoisku okulary słoneczne od Jil Sander! Jak tylko je zobaczyłam nie wahałam się ani chwili. Udało mi się utargować do 10 Euro i w ten sposób stałam się szczęśliwą posiadaczką markowych ciemnych "patrzałek".

cd. wiosennych inspiracji


Source: Style and the City i the same as in las post