Oscary 2015

Już prawie tydzień minął od wręczenia tych najbardziej znanych na świecie nagród filmowych. Oscary co roku wzbudzają nie tylko wiele emocji, ale też kontrowersji. Dla wielu fanów kina są coraz bardziej przewidywalne, a to znaczy, że już jakiś czas temu wybór wygranych wszedł w pewien schemat. Dołączam się do tych głosów. Na Filmwebie udało mi się trafić ponad 80% wygranych, które zaznaczałam bardziej w formie zakładów niż wyboru moich faworytów. Pytanie czy to coś złego - wg mnie oznacza to, że w Hollywood niedługo będzie krążył przepis na wygraną - kwestia odpowiedniego tematu, aktorów, reżysera. Oczywiście, nie chcę w ten sposób umniejszać jakości zwycięskich filmów. "Birdman" to naprawdę ciekawa i dobrze wykonana produkcja, pewnego rodzaju puszczenie oka do widzów, którzy dosyć mają nafaszerowanych efektami specjalnymi superprodukcji. Jednak wg mnie na Oscara dużo bardziej zasłużył Richard Linklater, który przez 11 lat tworzył rewelacyjny film, który również w pewien sposób wyśmiewa tandetne produkcje z punktami zwrotnymi wybudzającymi śpiących widzów w fotelach kin, ale robi to dużo bardziej subtelnie, opowiadając historię chłopca, a tak naprawdę każdego z nas. "Boyhood" to film precedens, niepowtarzalna koncepcja, który pomimo swojej odstającej ryzykownej formy, okazał się niesamowitym sukcesem. Szkoda, że nie zostało to docenione w Dolby Theatre.

Dla polskich wielbicieli filmów powód do radości - "Ida" (o której pisałam już ponad rok temu tutaj) pokonała równych sobie w wyścigu po statuetkę rywali. Wg mnie naprawdę ogromny i zasłużony sukces twórców, choć tak nie przystający do formy filmu. Świetnie podsumował to na początku swojego przemówienia Paweł Pawlikowski. Pomimo tego, że film mnie naprawdę oczarował, przyłączam się do apelu, by przy tej międzynarodowej dystrybucji na wielką skalę, jaka teraz czeka tę produkcję, dodać napisy, dzięki którym nie byłoby miejsca na niewłaściwe interpretacje dotyczące roli Polaków w holocauście. Zachęcam do podpisania petycji w tej sprawie na portalu CitizenGo.

Jeżeli chodzi o kreacje, to oczywiście "super gwiazdy" stanęły na wysokości zadania. Spośród nich najbardziej podobały mi się Emma Stone w złocie od Elie Saab i Sienna Miller w czerni od Oscara de la Renty (oba zdjęcia źródło: elle.pl).
 

Koncert Wojtek Mazolewski Quintet w Syrenim Śpiewie

W środowy lutowy wieczór, w jednym z moich ulubionych parków Warszawy - Rydza-Śmigłego, przez kilka godzin nawet najbardziej zajętych przechodniów dochodziły melodyjne jazzowe takty grane przez Quintet pod wodzą Wojtka Mazolewskiego. Bardzo rytmiczne i wpadające w ucho kawałki zabrały słuchaczy w zakątki Rzymu, Gdańska, Berlina, Paryża... Wypełniony po brzegi Coctail&Whisky bar Syreni Śpiew kołysał się w rytm tych pięknych melodii, pochodzących z nowej płyty jazzowego pięciokąta, pt. "Polka".

Najpierw o lokalu. To była moja pierwsza wizyta w Syrenim Śpiewie i mam nadzieję, że jeszcze nie jeden koncert zachęci mnie do powrotu. Miejsce jest urządzone ze smakiem i pomysłem. To nie kolejna pijalnia wódki i piwa za 4 zł, tylko interesujący architektonicznie (nawiązujący do jakże skromnej estetyki PRL-u) bar z małą sceną oraz całą artylerią ciekawych mocnych alkoholi za ladą.

Teraz o muzyce. Bo to ona oczywiście była głównym bohaterem wieczoru. Quintet zachwycił słuchaczy pięknymi aranżacjami utworów z nowej płyty. Wiele było zadziwiających solówek, które naprawdę zrobiły na mnie wrażenie (najbardziej saksofonowe w wykonaniu Marka Pospieszalskiego oraz perkusyjne wybite przez Kubę Janickiego). Naprawdę świetna zabawa i uczta dla uszu.

Tyryry, tyryry, tyryryryryryyyyyy...

"Oniegin" i wystawa "Opera Haute Couture" w Teatrze Wielkim Operze Narodowej

Opera "Oniegin" zaczyna się pięknym wstępem muzycznym, który w taktach Czajkowskiego powoli zabiera nas w tajemniczy nastrój poematu Puszkina.

Symboliczna sceneria (Boris Kudlička) i kostiumy (Joanna Klimas), genialna reżyseria (Mariusz Treliński), cudowne wielogłosy i sceny zbiorowe. No i oczywiście przepiękna muzyka (dyrygent Andriy Yurkevych). Tak w skrócie wymieniłabym zalety spektaklu "Oniegin" w Teatrze Wielkim Opera Narodowa.

"Oniegin" to historia mężczyzny, którego dystans i cynizm doprowadziły do smutnego końca. Rozdarcie głównego bohatera świetnie oddaje zabieg, który wprowadził do sztuki Treliński. W czasie całego spektaklu obserwujemy alter ego Oniegina w postaci pantomimicznej białej figury, która jest z jednej strony wyobrażeniem Tatiany o jej kochanku, z drugiej Onieginem w osobie starca podsumowującego swoje życie z perspektywy czasu.

Spektakl ogląda się z zapartym tchem. Za każdym razem, gdy akcja zwalnia, na scenę wbiega cały chór i baletnice, raz przebrane za chytre liski uosabiające plotkujące przedstawicielki utartych norm i grzeczności, innym razem jako piękne modelki prezentujące przedziwne kostiumy na pokazie mody symbolizującym nałożone na społeczeństwo konwencje i ograniczenia.

Dodatkowym atutem wizyty w styczniu w TW ON była towarzysząca wystawa - Opera Haute Couture. Kostiumy na spektaklach prezentowanych na scenie warszawskiej opery są niesamowite, dopracowane w każdym detalu, prawdziwe haute couture. Pracowali nad nimi mistrzowie polskiej mody, m.in. Gosia Baczyńska, Joanna Klimas, Tomasz Ossoliński, Maciej Zień. Mi najbardziej podobają się stroje wykorzystane w operach "Traviata", "Madame Butterfly" i "Oniegin", a także w balecie "Tristan". Głównie ze względu na to, że łączą elementy współczesne z pochodzącymi z epoki, w których powstały dane dzieła.

Dni, miesiące, powroty

Minęło wiele dni, a nawet miesięcy odkąd ostatni raz napisałam coś na blogu. Trochę żałuję, bo nie mogę wrócić do poszczególnych momentów z ostatniego roku, rozbudzić wspomnień, przypomnieć sobie szczegółów, które to przecież budują całość chwil i przeżyć. Jednak blog jest dla mnie tylko pewnego rodzaju dodatkiem, dlatego ten ponad rok przerwy wyszedł zupełnie naturalnie, w pewnym sensie odpoczęłam. Nie tęskniłam. Choć doceniam zaglądanie do paryskich postów. Pamięć zawodzi, a te zapiski przychodzą wtedy z pomocą. Widzę wtedy wszystko w bardzo wyraźnych barwach i sprawia mi to ogromną przyjemność. Stąd też pewnego rodzaju postanowienie - powracam do notatek, mało intymnych zapisków, dziennika w nieregularnej formie.