Paris - l'église

Wczoraj pierwszy raz podczas tego wyjazdu uczestniczyłam we francuskiej mszy świętej (w Paryżu jest wiele mszy po polsku, czasem całe parafie, dlatego do tej pory tam chodziłam). To było dla mnie z wielu względów niesamowite przeżycie. Msza miała miejsce w kościele Saint-Germain-Des-Prés przy bulwarze Saint Germain. Świątynia pochodzi już z XI wieku. W kościele jest obecny polski pierwiastek - w 1669 roku opatem klasztoru został Jan II Kazimierz Waza, którego serce po śmierci zostało pochowane właśnie w tym miejscu.
Mieszkając w Polsce przywykłam do myśli, że Kościoły na zachodzie świecą pustkami, że istnieje wielki problem związany z katolicyzmem. To prawda, wśród francuzów jako katolicy deklaruje się 51 % społeczeństwa, a chodzi regularnie do kościoła tylko o. 6-8% ludności (wg sondażu CSA 2007). Wiem, że moja opinia opiera się na wizycie w jednym kościele, jednak rozmawiałam na ten temat już z innymi Polakami, mieszkającymi w Paryżu i się z nią zgadzają.

Na wczorajszej mszy Kościół był pełny, sporą większość stanowili młodzi ludzie. Tylko jednostki nie przyjęły Komunii Świętej. Może w innych kościołach panują pustki lub po prostu jest dużo mniej mszy świętych podczas jednego dnia, ale mimo wszystko - nie mogłam się oprzeć wrażeniu, że jest więcej ludzi niż  w wielu Polskich kościołach

W momencie przekroczenia progu świątyni stało się dla mnie jasne, że jest to miejsce skupienia i wyciszenia. Nikt właściwie nie kręcił się, nie rozglądał, nie szeptał. Większość osób po prostu siedziała w skupieniu czekając na mszę świętą. Na krzesłach rozłożone były kartki ze słowami pieśni i psalmu na tę mszę. Msza rozpoczęła się procesją przez środek kościoła razem z kadzidłem. Dwóch księży, pięciu ministrantów. Poniżej wymienię kilka elementów, które były dla mnie nowe na tej mszy, a które bardzo mi się podobały i które świadczyły o tym, że kościół katolicki to wspólnota świadomych ludzi. (kolejność punktów nieistotna)

1. Przekazywanie znaku pokoju odbywało się w rodzinnej wręcz atmosferze. Ludzie się przytulali, całowali w policzki, mocno ściskali za dłonie patrząc w oczy, z uśmiechem.
2. Ksiądz podczas wygłaszania kazania wyszedł przed ołtarz z mikrofonem, bliżej wiernych świeckich i stamtąd przemawiał, odwracając się do wszystkich osób. Homilia była bardzo teologiczna, logiczna i pełna można powiedzieć praktycznych wskazówek na przekładanie wiary i Ewangelii na własne życie oraz prawidłowe rozumienie Pisma Świętego.
3. Śpiewy prowadzone były przez wiernych świeckich, którzy w trakcie, gdy ludzie mieli coś śpiewać dyrygowali tak, aby ułatwić załapanie rytmu. Wiele części mszy św. było w formie śpiewanej. Tak, jak wcześniej pisałam każdy wierny dostawał kartkę ze słowami, ułatwiającą branie aktywnego udziału w całej mszy. Ogólnie odnosiłam wrażenie, że cała zbiorowość znajdująca się na mszy była chórem, którym dyryguje dyrygent. Poza tym wszyscy śpiewali i nikt nie wyszedł przed końcem pieśni na wyjście.
4. Ludzie klękali w momentach rożnych, nie konkretnych dwóch, tak jak jest to w Polsce. Oddawali cześć w sposób świadomy i wybrany przez siebie - niektórzy od klękania wybierali pokłon, inni klęczeli przez większą część liturgii eucharystycznej, inni tylko w niektórych momentach. Wszystkie te gesty były jednak wypełnione czymś, co mogłabym nazwać indywidualnym, wręcz intymnym oddawaniem czci
5. Tzw. tacę zbierali sami wierni przekazując sobie koszyk z rąk do rąk.
6. W trakcie obrzędów Komunii Świętej kilku wiernych stało wraz z duchownymi za ołtarzem i jakby aktywnie w nich uczestniczyli. Kiedy zaczęło się rozdawanie Komunii wszyscy po kolei wychodzili z ławek, każdy przepuszczał osoby z ławki przed nim. Wszystko odbywało się w niesamowitej kulturze i takiej sprzyjającej intymnemu momentowi skupienia atmosferze.
7. Ogłoszenia były krótkie i odbywały się na stojąco. Ogólnie więcej niż w Polsce się stało, a dużo mniej siedziało (chyba tylko podczas części liturgii słowa).
8. W kościele panowała niesamowita atmosfera: wspólnoty, skupienia, czci, powagi.

Tak więc mogę tylko powiedzieć, że chciałabym żeby zamiast martwić się, że i w Polsce będzie tak niewielu wiernych w kościołach, należy wzorować się na pewnych elementach francuskich mszy świętych, jeżeli mogę to tak nazwać. Oczywiście, w wielkości tkwi siła, dlatego im więcej wiernych, tym lepiej. Jednak oprócz ilości w skali państwa w wierze najważniejsza jest jej jakość. Tylko dzięki mocnemu i ugruntowanemu światopoglądowi wiernych, katolicyzm nie będzie ciągle wyszydzany, tak jak często to się zdarza w Polsce.

Zmieniając temat - dzisiaj był po prostu najpiękniejszy dzień od mojego przyjazdu. Paryż mnie zachwycił, a to wszystko dzięki pięknej pogodzie. Było ok. 18 stopni (w słońcu pewnie więcej) i przepiękne słoneczko. Udało nam się sporo pospacerować. Odwiedziłam miejsca tj. hôtel de ville z genialną wystawą Paris haute couture, którą opiszę w następnym poście, Arènès de Lutèce (skwer z pozostałościami rzymskiej starożytnej areny, gdzie ucięłam sobie sjestową drzemkę na trawie i słoczneku), Jardin des Plantes (główny ogród botaniczny Paryża), meczet paryski (właściwie bardziej z zewnątrz niż wewnątrz, ale mimo wszystko było to dosyć egzotyczne), port de l'Aresenal (przez chwilę poczułam zew żeglarski, świetny port pełen kutrów i jachtów), Place de la Bastille z wielką kolumną upamiętniającą rewolucję lipcową 1830 i z nowoczesnym budynkiem Opéra Bastille. Spora część spacerów skupiła się na niesamowitym bulwarze Saint-Germain. Poniżej kilka zdjęć z dzisiejszych voyages.

  




Brak komentarzy: