coś z niczego, czyli mrożony szpinak

W sumie często zdarza mi się mieć prawie pustą lodówkę. Jednak mam taką małą umowną listę produktów, które właściwie zawsze mam gdzieś odłożone na wszelki wypadek. Przykładem takiego produktu jest mrożony szpinak, którego zazwyczaj mogę łączyć ze wszystkim innym, co znajdę w tej prawie pustej lodówce, i tworzyć z tego coś całkiem smacznego na obiad.

Kilka dni temu miałam właśnie taką "kryzysową" sytuację w mojej lodówce. Dlatego też mrożony szpinak przyszedł mi z pomocą i stworzyłam z niego pyszny sos.



Szpinakowy sos serowy:

Najpierw skroiłam 2 zwykłe cebule w kosteczkę, którą poddusiłam na patelni z odrobiną oleju rzepakowego.  Dodałam do tego przeciśnięte przez praskę 4 ząbki czosnku.
Po chwili (naprawdę krótkiej, żeby czosnek nie zdążał zgorzknieć) dodałam opakowanie trochę już rozmrożonego szpinaku. Gdy rozmroził się na patelni i wszystko się ładnie połączyło dodałam różnego rodzaju sery francuskie pokrojone w kostkę, a tak naprawdę po trochę wszystkich resztek, jakie miałam (pleśniowe, blue, kozie itp.).
W momencie, gdy się to wszystko ładnie połączyło smakowo i trochę odparowało dodałam 200 ml śmietany wymieszanej z 200 ml wody i przyprawami (zioła prowansalskie, pieprz, kolendra).
To wszystko wymieszałam i jeszcze trochę podsmażyłam.

I tak powstała przepyszna szpinakowa mikstura, która wystarczyła na dwa pełne obiady.

W pierwszym wydaniu z makaronem penne, posypana świeżą natką pietruszki.




W drugim - z naleśnikami.


Przepis na naleśniki (które pierwszy raz wyszły idealne, nie przypalały się, nie przywierały do patelni, nie za grube, nie za cienkie, nie za suche, nie za mokre) zamieszczam poniżej.

Tradycyjne naleśniki:

-3 jajka 
-1,5 szklanki mleka
-0,5 szklanki gazowanej wody
-1,5 szklanki mąki pszennej
-szczypta soli, szczypta cukru
-kilka kropel oleju


Wszystko razem zmiksować dobrze (mąkę wsypywać podczas miksowania, żeby nie było grudek). Najlepiej smażyć na specjalnej patelni do naleśników (polecam ten zakup dla maniaków naleśnikowych - naprawdę o wiele przyjemniej się smaży, a nie jest to wyjątkowo drogi produkt). Natłuszczać olejem bardzo delikatnie (najlepszy jest patent mojego męża - zrobienie "poduszeczki" z ręczniku papierowego, namaczać ją delikatnie w oleju i nią rozprowadzać tłuszcz po patelni).




Dziś kawałek Billa Callahana "Too many birds". Świetny głęboki i niski męski głos. Bardzo przyjemny utwór muzyczny. Jej, uwielbiam widok ptaków wracających stadem do parków wieczorem. Jak tylko mam taką okazję siadam w oknie albo gdzieś na dworze i to obserwuję. Strasznie mi się to kojarzy z dzieciństwem. Właściwie nie wiem dlaczego, bo nigdy nie byłam wielką fanką ptaków. Może dlatego, że moja szkoła podstawowa była blisko wielkiego parku i wracając do domu często obserwowałam wielkie stada kraczących ptaków.



Too many birds in one tree
And the sky is full of black and screaming leaves

The sky is full of black and screaming


Brak komentarzy: