wiosna, wiosna...
Niesamowite jaki wpływ ma pogoda na samopoczucie, a samopoczucie na odpoczynek. Wczoraj był pierwszy dzień, w którym prawdziwie sobie odpoczęłam, a było to możliwe przede wszystkim dzięki pięknej pogodzie. Podobno na słońcu temperatura osiągała nawet 20 st.! Spacery, spotkania, spontaniczne sushi, przyjemne stylizacje, filmy, pieczenie tarty z bitą śmietaną i winogronami... Oby więcej takich sobót!
Najlepszą temperaturą jest właśnie ok. 15-20 stopni. Wtedy to jest czas na najwięcej eksperymentów ubraniowych. Wczoraj przetestowałam chyba ze trzy! Mimo, że pastele są moim ulubionym elementem forsowanym na ten sezon na wybiegach dodałam do nich czarny trencz, który jest totalnie uniwersalny. Trochę to zaburza koncepcję pastel total looku, ale przynajmniej nie mam uczucia, że zapomniałam zdjąć piżamy (choć ubrania ala piżamki, np. z Oysho, uwielbiam! ale mimo wszystko bez ciemniejszych dodatków używam tylko jako homewear). Ach! no i oczywiście, do moich ulubionych dodatków wiosennych należy dodać też niezniszczalne, idealne, beżowe trampki conversa oraz tenisówki w kwiaty z second-handu :)
To, z czego dodatkowo się cieszę, to że zaczyna się też sezon na okulary słoneczne. Niby zimą też można nosić, ale jakoś dziwnie się czuję cała opatulona w swetry, szale i kurtki i do tego okulary na oczy, które zazwyczaj są jedyną częścią ciała wystającą spod warstwy ochronnej. W zeszłym roku miałam niesamowite szczęście. Na targu staroci w Hanowerze znalazłam na stoisku okulary słoneczne od Jil Sander! Jak tylko je zobaczyłam nie wahałam się ani chwili. Udało mi się utargować do 10 Euro i w ten sposób stałam się szczęśliwą posiadaczką markowych ciemnych "patrzałek".
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz