Opera "Oniegin" zaczyna się pięknym wstępem muzycznym, który w taktach Czajkowskiego powoli zabiera nas w tajemniczy nastrój poematu Puszkina.
Symboliczna sceneria (Boris Kudlička) i kostiumy (Joanna Klimas), genialna reżyseria (Mariusz Treliński), cudowne wielogłosy i sceny zbiorowe. No i oczywiście przepiękna muzyka (dyrygent Andriy Yurkevych). Tak w skrócie wymieniłabym zalety spektaklu "Oniegin" w Teatrze Wielkim Opera Narodowa.
"Oniegin" to historia mężczyzny, którego dystans i cynizm doprowadziły do smutnego końca. Rozdarcie głównego bohatera świetnie oddaje zabieg, który wprowadził do sztuki Treliński. W czasie całego spektaklu obserwujemy alter ego Oniegina w postaci pantomimicznej białej figury, która jest z jednej strony wyobrażeniem Tatiany o jej kochanku, z drugiej Onieginem w osobie starca podsumowującego swoje życie z perspektywy czasu.
Spektakl ogląda się z zapartym tchem. Za każdym razem, gdy akcja zwalnia, na scenę wbiega cały chór i baletnice, raz przebrane za chytre liski uosabiające plotkujące przedstawicielki utartych norm i grzeczności, innym razem jako piękne modelki prezentujące przedziwne kostiumy na pokazie mody symbolizującym nałożone na społeczeństwo konwencje i ograniczenia.
Dodatkowym atutem wizyty w styczniu w TW ON była towarzysząca wystawa - Opera Haute Couture. Kostiumy na spektaklach prezentowanych na scenie warszawskiej opery są niesamowite, dopracowane w każdym detalu, prawdziwe haute couture. Pracowali nad nimi mistrzowie polskiej mody, m.in. Gosia Baczyńska, Joanna Klimas, Tomasz Ossoliński, Maciej Zień. Mi najbardziej podobają się stroje wykorzystane w operach "Traviata", "Madame Butterfly" i "Oniegin", a także w balecie "Tristan". Głównie ze względu na to, że łączą elementy współczesne z pochodzącymi z epoki, w których powstały dane dzieła.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz