Wersal jest przepiękny i ogromny. Wizyta tam to wyprawa na cały dzień. Zwiedzanie utrudnia tłum turystów, a ułatwiają darmowe audioguidy (m.in. w polskiej wersji językowej). Ja jednak wychodząc z zakamarków ogrodów, tym samym opuszczając Wersal, o godzinie 19 czułam się zmęczona, ale zadowolona i spełniona.
Zwiedzanie można podzielić na trzy punkty: pałac, ogrody, posiadłości w ogrodach.
Pierwsza część - Pałac, to wyprawa po historii Wersalu, po czasach Ludwika XV dzięki zaaranżowanym królewskim komnatom oraz wnętrzom pokoi tzw. Mesdames Tantes (córek Ludwika XV Adelajdy i Wiktorii, starych panien, które prawie do końca mieszkały w pałacu wersalskim), po okresie panowania niedojrzałego Ludwika XVI i sławnej Marii Antoniny dzięki sypialniom i salom, a także po dworskiej etykiecie Francji dzięki pięknym salom, tj. Sala Zwierciadłowa, Sala Bitew, Sala Herkulesa czy świątyni królewskiej, w której koronowany był właśnie Ludwik XVI.
Każde pomieszczenie to oddzielna historia, która dzięki audioguide'om staje się nam bliższa i bardziej spójna. Spacerując wolno po komnatach, biblioteczkach, sypialniach, jadalniach, zdobionych pokojach dziennych, zaczynam wyobrażać sobie, ale też rozumieć, jak wyglądało życie królewskie w przedrewolucyjnej Francji. Zaczynam doceniać rolę jaką odegrała rewolucja w obaleniu tak niespójnego i oderwanego od rzeczywistości systemu politycznego, w którym król raz w życiu wystawił nos poza luksusowe posiadłości, odwiedził, a więc także widział, prywatną posiadłość kogoś spoza rodziny królewskiej. Dociera do mnie jak koszmarne mogło być życie Marii Antoniny, która pomimo że mogła otaczać się słodkościami, pięknymi strojami i luksusami, organizować każdego dnia wielkie imprezy, o jakich marzy się każdemu, nie miała ani odrobiny prywatności, prawdziwie własnego życia.
Druga część zwiedzania posiadłości w Wersalu to przeogromne ogrody pałacowe. Park wersalski zajmuje powierzchnię 800 hektarów. Główną część parku, zajmującą 250 akrów, stanowi ogród francuski - zaplanowany i dekoracyjny. Części poboczne są już trochę bardziej chaotyczne i bliższe prawdziwej naturze. Kręcąc się po alejkach parku co chwilę natrafia się na śliczne fontanny (zazwyczaj wyłączone), labirynty żywopłotów, popiersia członków rodziny królewskiej, ładnie przystrzyżone drzewka i krzewy, ławeczki, idealnie skoszony zielony trawnik.
Jest to prawdziwe dopełnienie pałacu. Ogród powstał na geometrycznym planie, który nie jest jednak monotonny. Park ten jest ogromny, aby go przejść potrzeba naprawdę sporo czasu i siły. To naprawdę ciekawe wyobrazić sobie jak pokonywali te odległości mieszkańcy Wersalu w XVIII wieku. Prawdopodobnie w większości przypadków na koniach czy w karocach, ale z pewnością też, ponieważ nie narzekali na nadmiar czasu, na piechotę, spacerując w towarzystwie dam dworu.
Trzecim elementem zwiedzania tego miejsca są posiadłości mieszczące się w północnej części parku wersalskiego: Grand Trianon, Petit Trianon oraz Hameau de la Reine - mała wioska wiejska Marii Antoniny.
Petit Trianon król Ludwik XV wybudował swojej metresie, Madame de Pompadour, która zmarła przed jego ukończeniem, dlatego dostał się on w ręce kolejnej kochanki króla - Madame du Barry. Po śmierci króla Ludwika XV, jego wnuk, następca na tronie, Ludwik XVI podarował go swojej żonie - Marii Antoninie, dla której prezent ten okazał się być idealny. Maria Antonina, z charakterem odstającym od francuskiego dworu i wiążącej się z nim etykiety, miejsce to potraktowała jako drugi, najważniejszy dom, w którym można było się ukryć przed rygorami dworu i obowiązkami. Było to miejsce zabaw i licznych spotkań towarzyskich, ale też odpoczynku w późniejszym czasie Marii Antoniny wraz z dziećmi.
Maria Antonia by być jeszcze bliżej przyrody, w 1783 roku, w pobliżu rezydencji Petit Trianon, wybudowała niewielką wiejską wioskę, w której mieściła się farma z przeróżnymi wiejskimi zwierzętami. Rzeczywiście miejsce to jest sielankowe, pozwala zapomnieć o blichtrze pałacu wersalskiego, jakichkolwiek zobowiązaniach czy nakazach.
Historia francuskiej rodziny królewskiej od Ludwika XV zaczynając jest niesamowicie wciągająca. Obecnie ciężko sobie wyobrazić jak to możliwe, żeby władca nie miał pojęcia o tym, co dzieje się wśród zwykłych ludzi, nie znał normalnego życia, szarości ulic, czy po prostu zwykłego życia. Władcy tamtych czasów zupełnie nie znali normalnego życia. Ich życie składało się z elementów etykiety dworskiej, luksusowych rozrywek, polowań, usługiwania im na każdym kroku, ale także z wypełniania obowiązków rządzących, braku prywatności, interesowności i fałszu. Francja w tej formie nie mogła dalej trwać. Dlatego w tym przypadku można powiedzieć, że na ratunek przyszła jej rewolucja z hasłami "wolność, równość, braterstwo" (franc. liberté, égalité, fraternité). Wiadomo jednak z drugiej strony, jak koszmarne losy spotkały rodzinę królewską i jej otoczenie, jak potem rewolucja zaczęła "zjadać własne dzieci", jak strasznie postępowała z przedstawicielami kościoła i przeróżnymi zabytkami, jakim brakiem szacunku i głupotą często popisywali się rewolucjoniści. Wg mnie należy pamiętać o obu stronach medalu, jednak obserwując już tak długo Francję, stwierdzam, że jej obecny kształt opiera się w dużej mierze na przesłaniu rewolucji, natomiast dorobek, pewnego rodzaju dziedzictwo pochodzi sprzed jej czasów.
Na koniec kilka ślicznych melancholijnych piosenek z rewelacyjnego filmu Sofii Coppoli, o którym pisałam tutaj.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz