"Anna Karenina" to klasyczna powieść psychologiczna napisana przez rosyjskiego twórcę Lwa Tołstoja. Jest to smutna historia rozgrywająca się w scenerii XIX-wiecznej Rosji. Główna historia tej powieści to losy Anny, kobiety z początku wiodącej spokojne, ułożone życie z mężem i synkiem. Błogą stabilizację burzy spotkanie z zalotnym Wrońskim. Główny wątek powieści i losy bohaterki stały się już archetypem kobiety, która walcząc o swoje szczęście wbrew konwenansom staje się postacią tragiczną.
Książka Lwa Tołstoja jest arcydziełem. Choć jest bardzo długa, naprawdę nie trzeba dużo czasu, żeby ją przeczytać. Ja przepadam za książkami opowiadającymi o XIX wieku, ten klimat mnie urzeka.
Ponad rok temu miałam przyjemność oglądać baletową interpretację tej powieści na deskach Teatru Wielkiego - Opery Narodowej w Warszawie. Muzykę do sztuki napisał Rodin Szczedrin, dyrygował Evgeny Volynsky, a w roli głównej bohaterki wystąpiła Marta Fiedler. Balet był przepiękny. Zarówno sceny zbiorowe, jak i duety miłosne. Piękna sceneria, której zdecydowanie udało się oddać klimat XIX-wiecznej Rosji. Choreografia idealnie oddawała rozdarcie emocjonalne Anny Kareniny, a na scenie przez cały czas trwania spektaklu widać było silne emocje. Z notatki znajdującej się na stronie TW-ON: "Niepohamowany poryw miłości w konfrontacji z poczuciem odpowiedzialności za rodzinę i z normami moralnymi XIX-wiecznej Europy. Czy dzisiaj Annie byłoby łatwiej w jej sytuacji życiowej – oto pytanie, jakie wciąż powraca mimo upływu lat i przemian obyczajowych XX wieku." Ta przejmująca historia miłosna pozostawia na współczesnym widzu wiele pytań.
W piątek 23 listopada na ekrany kin weszła nowa interpretacja powieści Lwa Tołstoja "Anna Karenina".
Film również bardzo mi się podobał. Przede wszystkim ze względu na historię, którą opowiadał. Po drugie ze względu na moją sympatię do filmów kostiumowych. Po trzecie za to, w jaki sposób ta historia została opowiedziana. Film Joego Wrighta jest dynamiczną sekwencją ujęć połączonych z piękną ścieżką dźwiękową. Pomimo, że nie był to balet, cały świat przedstawiony w jego "Annie Kareninie" tańczy. Janusz Wróblewski z "Polityki" napisał: "To inteligentna gra, wykorzystująca teatralny dystans do stworzenia płynnej, postmodernistycznej narracji, operującej groteską, ironią czy musicalowym dowcipem." Zupełnie podpisuję się pod tymi słowami. Konwencja tego filmu wprowadza zupełnie nową jakość do świata filmów kostiumowych. A świetna obsada aktorska tylko dodaje temu wszystkiemu animuszu. Ach, co ważne bardzo - przepiękne kostiumy. Keira Knightley w każdej scenie wygląda zjawiskowo. Choć nie wszystkie elementy jej stroju bezpośrednio nawiązują do carskiej Rosji (np. naszyjnik ze sztucznych pereł), jednak jest to spójne z całą konwencją filmu, w której zaburzony jest porządek i "teatralność" filmu daje uzasadnienie do wszystkich sztucznych i przejaskrawionych elementów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz